Prowadzony okrzykami i głośnym śmiechem, przemieszczałem się wąskim korytarzem. Nie widziałem, dokąd zmierzam, ale czerwona poświata migająca z oddali, rytmicznie napędzała moje nogi. Szedłem przed siebie jak zahipnotyzowany, nie zastanawiając się nad tym, co za chwilę mogę ujrzeć. Nawet nie wiem, czy byłem spokojny, czy może poddenerwowany. W ogóle nie panowałem nad swoim ciałem. Jakbym bezwładnie spadał. Nagle, jakbym się w dziwny sposób teleportował, znalazłem się w pomieszczeniu, gdzie w centralnym punkcie stało jacuzzi. Żeby opisać to, co działo się w środku, musiałbym użyć słów, których nie wypada używać w godzinach porannych, lub zaczerpnąć pełne zdania ze słownika wyrazów dziwnopolskich. Pośrodku całego towarzystwa podskakiwała radośnie dziewczyna, która oskubana z godności i wszelakiego odzienia, nagabywała dwóch jegomości. Jeden z nich chyba nie wylewał za kołnierz, gdyż twarz jego przypominała soczystego pomidora, który etap dojrzewania ma już dawno za sobą. Obok niego siedział wpatrzony w skoczną damę, mały kurdupel. Chyba kilka dni temu rozkładało go przeziębienie i leczył się Czosnkiem. Zalatywało od niego, jakby spodziewał się ataku wampirów. Gdy podszedłem jeszcze bliżej, zobaczyłem inną dzierlatkę, której nos ledwo wystawał zza krawędzi. Chyba ktoś ją mocno zdenerwował, bo siedziała nadęta jak Fasola. W pewnym momencie ktoś wpadł na pomysł, żeby do tej rozpustnej zabawy dorzucić nieco piany, która swą gęstością przykryła wszystkich imprezowiczów i mój obraz. Chyba coś poszło nie tak i wymknęło się spod kontroli, bo głośne okrzyki przerwał głuchy dźwięk, przypominający tłuczone szkło. Przetarłem oczy, otworzyłem je jeszcze szerzej, by wyregulować ostrość i okazało się, że kot strącił kokilkę z obiadem, a mnie się najzwyczajniej przysnęło po obiedzie.
- 1 duża cebula,
- 400 g pomidorów koktajlowych,
- 1 puszka białej fasoli,
- 4 ząbki czosnku,
- 1 łyżeczka wędzonej papryki,
- kilka gałązek świeżego tymianku,
- pieprz,
- sól,
- olej z pestek winogron do smażenia.
- Cebulę kroimy w talarki lub piórka i podsmażamy wraz z czosnkiem. Wystarczy kilka chwil, by odrobinę zmiękła, gdyż będziemy ją jeszcze zapiekać.
- Do cebuli dodajemy pomidorki koktajlowe, przekrojone na pół, tymianek i przyprawy. Mieszamy i podsmażamy przez około 5 minut, po czym dodajemy fasolę.
- Zawartość patelni przekładamy do kokilek (5 szt.) lub do innego naczynia żaroodpornego.
ZIEMNIACZANY SOS:
- ok. 1 kg ziemniaków,
- 2 łyżki płatków drożdżowych,
- 3 łyżki oleju z pestek winogron,
- 1/4 szklanki mleka roślinnego,
- sól,
- kilka gałązek świeżego tymianku,
- szczypta gałki muszkatołowej.
- Ziemniaki gotujemy z solą.
- Ugotowane ziemniaki wrzucamy do kielicha blendera wraz z resztą składników i miksujemy na gładką masę. Konsystencja sosu powinna być rzadsza niż zwykłe pure, ale nie lejąca. Proponuje mleko dodawać stopniowo. Nie wrzucamy całych gałązek tymianku, lecz tylko same listki.
- Gotowy sos wykładamy do wcześniej przygotowanych kokilek z fasolą.
- Zapiekamy w temperaturze 180 stopni. 15 minut (bez termoobiegu) + 8 minut (z termoobiegiem).
Chciałbym znaleźć słowa, które opiszą stan kubków smakowych po pierwszym kęsie. Niestety nie jest to możliwe. Słów brak. Życzę udanego i smacznego dnia.
A w którym momencie wjeżdża fasolka? Bo w punktach 1-3 się nie ujawnia, za to pojawia się niczym deus ex machina w kokilkach na ostatniej prostej 😉
Dzięki Maćku, moje przeoczenie. Już wjechała z przytupem do przepisu 🙂