Miałem dzień wolny od pracy i w związku z tym, że ostatnio nie dosypiam, zamierzałem pospać nieco dłużej. Nie zwracałem uwagi na hałasy dobiegające z ulicy. Zdążyłem już do nich przywyknąć. Gdzieś w oddali słyszałem muchę, która na pewno obmyślała misterny plan, jak wyprowadzić mnie z równowagi, co jakiś czas atakując moje czoło. Po miarowym dźwięku aksamitnych skrzydeł, wiedziałem że to nastąpi za chwilę i będę się musiał zerwać z łóżka, by ją przegonić. Czekając na natrętną sąsiadkę, moją uwagę przykuł szmer dobiegający z kuchni. Byłem sam w domu, więc poza bezwstydną ciszą, nie powinienem słyszeć niczego. Przez chwilę pomyślałem, że to może być włamywacz, ale szybko wykluczyłem tę ewentualność. Czego szukałby w kuchni? Nie podejrzewam, że chciałby mi ukraść puszkę z ciecierzycą, czy słoik z daktylami. Pozbawiony jakichkolwiek podejrzeń, opętany ciekawością, zwlokłem się z łóżka i flegmatycznym krokiem udałem się do pomieszczenia obok. Choć oczy nie do końca się jeszcze rozkleiły, po nocnej imprezie u Morfeusza, w jednej sekundzie dostałem wytrzeszczu, jakby ktoś starał się moją potylicę zintegrować z czołem. Stałem i patrzyłem z niedowierzaniem. Leżała na stole i patrzyła na mnie swymi czarnymi jak jeżyny oczami. Wiedziała, że działa na mnie elektryzująco, więc przeplatała swój uśmiech, przygryzaniem swych malinowych ust, doprowadzając mnie tym do szału. Chciałbym powiedzieć, że rozbierałem ją wzrokiem, ale przyodziana była tylko w zielone korale, które spływały pomiędzy jej piersiami, przypominającymi soczyste mango. Zupełnie straciłem głowę i rzuciłem się na nią, spełniając swoje fantazje. Uwielbiam takie rozpustne poranki w towarzystwie tarty, o smaku mango lassi.
- 250 g daktyli,
- 200 g słonecznika,
- 200 g wiórków kokosowych,
- 1 łyżka nierafinowanego oleju kokosowego,
- szczypta soli.
- Daktyle zalewamy wrzątkiem i odstawiamy na ok. godzinę.
- Wiórki kokosowe podprażamy na patelni.
- Daktyle odsączamy z płyny i miksujemy z pozostałymi składnikami do uzyskania plastycznej masy.
- Ciasto wkładamy do formy ( w moim przypadku tortownica 26 cm ) i oklejamy spód i boki.
- Odstawiamy do lodówki.
- 2 puszki mleczka kokosowego,
- 2 szt. dojrzałego mango,
- 1/2 łyżeczki kardamonu (można dać więcej, ale z rozwagą, by nie przesadzić z intensywnością),
- sok z połowy cytryny,
- owoce ( maliny, jeżyny, winogrono),
- 3 łyżeczki agar agar.
- Mleko blendujemy razem z obranym mango, cytryną i kardamonem.
- Podgrzewamy je na małym ogniu a gdy zaczyna się gotować, dosypujemy 3 łyżeczki agaru.
- Przez około 2 minuty podgrzewamy na małym ogniu cały czas mieszając, po czym odstawiamy do lekkiego przestudzenia.
- Wlewamy nasze mleko na środek tarty. Gdy masa zacznie się ściągać, układamy owoce.
- Wstawiamy do lodówki na co najmniej 4 godziny lub całą noc.
- Jeśli ktoś ceni sobie efekt wizualny po ukrojeniu kawałka ciasta, polecam zastosować manewr sklejający. 200 ml wody rozrabiamy z sokiem z połowy cytryny i z 1/2 łyżeczki agaru. Gotujemy przez około 2 minuty, po czym delikatnie polewamy ułożone owoce.
Kilka lat temu przygotowywałem już tartę mango lassi, lecz z braku wiedzy, nie była dopracowana. W to ciasto włożyłem odrobinę więcej serca i doświadczenia. Z efektu finalnego jestem bardzo zadowolony. Życzę Wam udanego dnia, oraz smacznego 😉