Pamiętam dzień, kiedy po raz pierwszy zetknąłem się ze zmielonymi ziarnami z ciecierzycy. Wiedziałem już, że będę z niej przygotowywał farinatę, ale nie miałem pojęcia, że w trakcie przyrządzania moja facja będzie ubrana w niesmak. Trzy lata temu, ten produkt nie był tak powszechny, jak dziś, ale na szczęście w pobliżu miałem sklep z ekologiczną żywnością. Przy samym zakupie, moja twarz już była mocno powykręcana, bo cena swą wysokością, wyrywała z butów bez rozwiązywania sznurówek. Nieświadomy kolejnego strzału, pobiegłem do domu i pełen entuzjazmu rozpocząłem przygotowywanie placka rodem z Genui. Mąka przyciągała przepięknym złocistym kolorem, co w mojej głowie wykreowało obraz cudownego ciasta. W chwili, gdy zacząłem dolewać wody, czar prysł i mój nos został zgwałcony przez ostry, dziwny, może trochę przypominający orzecha zapach. Myślałem, że coś się rozlało tydzień temu i w ferworze walki zapomniałem usunąć nieczystości. Jednak gdy nachyliłem się nad miską, wiedziałem, że to wokół mojego eksperymentu roztacza się ten nieprzyjemny zapach. Normalny człowiek zapewne by trzymał się z daleka od tej mikstury, ale ja przepełniony nadzieją, że to tylko opary, postanowiłem spróbować, jak to smakuje. Już po pierwszym kontakcie z kubkami smakowymi, wiedziałem, że to był błąd. W ustach pojawił się niesmak, jakbym chwycił przed chwilą żuł gąbkę, którą od miesiąca zmywałem naczynia. Wpadłem w panikę, szukając niwelatora tego niesmacznego stanu. Popijałem wodą, przegryzałem owoce i popychałem je kromką chleba. Dopiero potężny strzał soku cytrynowego naprawił mój błąd. Po takich przeżyciach zacząłem wątpić w sukces, ale wstawiłem półprodukt do piekarnika i pełen obaw oczekiwałem finału. Na szczęście obróbka termiczna zamieniła tragiczne doświadczenia w przecudne doznania smakowe. Nigdy więcej już nie zanurzałem języka w cieście z mąki ciecierzycowej.
- 200 g mąki z ciecierzycy,
- 600 ml wody,
- 4 łyżki oliwy z oliwek do ciasta + 2 łyżki do formy,
- 1/2 łyżeczki soli,
- fasolka szparagowa,
- 1 papryczka chilli,
- 1/2 cebuli,
- 2 ząbki czosnku
- pieprz,
- 1/2 łyżeczki papryki wędzonej.
- Fasolkę gotujemy w osolonej wodzie przez około 10 minut.
- Mąkę przesiewamy przez sito, mieszamy dokładnie z wodą, przykrywamy ręcznikiem i odstawiamy na około 3 godziny ( podobno im dłużej stoi ciasto, tym lepiej, można je dopracowywać nawet przez 10 godzin ).
- Po 3 godzinach ściągamy „kożuch”, piankę która pojawi się na cieście i dodajemy do ciasta pozostałe składniki, czyli olej i sól.
- Do formy wlewamy 2 łyżki oliwy i rozprowadzamy po całej powierzchni.
- Wlewamy ciasto i układamy na nim cebulę,czosnek pokrojony w cienkie plastry, papryczkę chilli, oraz fasolkę szparagową. Nie martwcie się tym , że ciasto jest strasznie rzadkie. W trakcie pieczenia nabierze odpowiedniej konsystencji.
- Formę wstawiamy do piekarnika ustawionego na 220 stopni (bez termoobiegu ) na 30 minut, po upływie których przełączamy na opcję grillowanie z góry na kolejne 5 minut.
- Farinatę podajemy na ciepło z zestawem sałat sosem vinegret.
Farinata była jedną z moich pierwszych potraw z wykorzystaniem mąki z ciecierzycy. Nie zdarzyło mi się jeszcze, tyle razy powtarzać jednej potrawy, za każdym razem w innej odsłonie. Wszystkim ciekawym tego smaku, gorąco polecam to zestawienie. Życzę udanego dnia, oraz smacznego 🙂