W czwartek natrafiłem na informację o aquathlonie, który miał się odbyć w okolicy, decyzja była szybka i spontaniczna : Jak przygoda to PRZYGODA !STARTUJĘ ! Moje pływanie daje wiele do życzenia, ale nie o spinkę w tym wszystkim chodzi lecz o dobrą zabawę. Wiedziałem, że przepłynę dystans 800 m i przebiegnę 4,7 km, więc w czym problem? Zapisałem się. Prowadzony ciekawością , postanowiłem spróbować jak zachowuje się ludzkie ciało po wyjściu z wody, czy faktem jest czy też mitem ,że błędnik szaleje gdy ciało stawiasz do pionu. Sobota, godzina 12:00 ponad 30 osób staje na brzegu jeziora i po sygnale sędziego ruszają do wody. Czołówka, jak podejrzewam triathlonistów poleciała do przodu, tylko woda się za nimi zagotowała 🙂 W początkowej fazie próbowałem machać rękami , nieudolnie imitując kraula, po kilku metrach stwierdziłem jednak, że nie ma to najmniejszego sensu…jeśli mam to jakoś przetrwać to jedynym słusznym doradca będzie opanowanie i spokój. Postanowiłem płynąc stylem klasycznym, co jak myślę było bardzo dobrym rozwiązaniem, bez większego problemu mijałem kolejne boje aż w końcu znalazłem się na lądzie po niespełna 17 minutach. Wyjście z wody to był jakiś koszmar, nogi jak z waty, oszołomienie, śladem węża udałem się do strefy zmian , gdzie czekało na mnie jeszcze trudniejsze zadanie : założenie butów. Miękkie nogi, miękkie ręce..jak tu dokonać tak skomplikowanej czynności? Nie było czasu na mazanie, szybkie wiązanie , w biegu uchwycony kubek z wodą, koszulka z numerem startowym w rękę i trzeba gonić towarzystwo , które już było przede mną. Pierwsze metry były strasznym doświadczeniem, mija mnie jeden biegacz, drugi…myślę coś jest nie hallo, trzeba się sprężyć. Po około kilometrze nogi zaczęły pracować tak jak powinny i zacząłem nadrabiać to co straciłem w wodzie i przez miękkie kończyny dolne. Trasa wokół jeziora,była mi wcześniej znana, dlatego widziałem czego mam się spodziewać i ten etap przebiegł bez zakłóceń. Dystans pokonałem w niespełna 20 minut co i tak jest niezłym wynikiem,biorąc pod uwagę że już bardzo dawno nie biegałem tak krótkich biegów.
Impreza kameralna, rodzinna atmosfera, z poczęstunkiem dla startujących. Nie zabrakło też niespodzianek dla zawodników, w postaci losowania nagród…no i oczywiście mnie też się coś z tej puli skapnęło. Wrażenia po aquthlonie jak najbardziej pozytywne. W dniu dzisiejszym jeszcze to nie jest moja bajka, ale kto wie czy za jakiś czas nie zapałam większą miłością do tej dyscypliny, lub do triathlonu. Bardzo ciekawe doświadczenie , które było połączone z miło spędzonym czasem w gronie fantastycznych ludzi. Reasumując i zbliżając się do puenty, chciałbym tylko przekazać wszystkim czytającym dwa zdania. Gdy macie możliwość zrobienia czegoś nowego, może czasem szalonego : Zróbcie to ! Może to jest właśnie to co Was uszczęśliwi.