Dochodziła piąta nad ranem. Zanim otworzyłem oczy, wyczułem intensywny rybny zapach, który bezczelnie wdzierał się do mojego nosa. Wiedząc, że moja kuchnia raczej nie dysponuje takim asortymentem, leżałem spokojnie i rozmyślałem czy przewrócić się na drugi bok, czy może pozostać w bezruchu i kontynuować lustrowanie otoczenia bez otwierania oczu. Postanowiłem jednak przetoczyć swoje ciało i gdy uniosłem się na łokciach, zaciągnąłem kolejny strzał nasączony rybą. Tym razem postanowiłem się rozejrzeć i usiadłem na łóżku. Zawinięty w kołdrę, z lekko otwartym jednym okiem, zacząłem się zastanawiać. Szukając przyczyny, myślami dotarłem do sąsiada, który jest wędkarzem. Może był na nocnych łowach-pomyślałem, a teraz obrabia nieszczęsne stworzenia. Nie, to nie to. Zaskakujący zapach się nasilał. Chcąc jak zaspokoić swą ciekawość, zerwałem się z łóżka z zamiarem szybkiego dotarcia do kuchni, ale coś poszło nie tak. W ciemności nie zauważyłem kota. Żeby go ominąć, wykonałem manewr lewoskrętny i zamiast w przedpokoju, znalazłem się na drzwiach, uderzając w nie z całej siły głową. Przez chwilę wyglądałem jak postać z kreskówki Warner Bros. Wokół mnie wirowały kolorowe gwiazdy, a ja rozmasowywałem guza, który wyrastał jak marchew po dobrym oprysku. Gładząc czoło, dotarłem do kuchni i w jednej chwili rozwiązała się rybna zagadka. Na blacie kuchennym, w świetle lampy postanowiło się zabawić dobrze znane mi towarzystwo. Na kocu z nori wiła się pękata Ciecierzyca, a wysuszony Pomidor nacierał ją oliwką. Zastanawiam się, czy to jeszcze kuchnia, czy amfiteatr, w którym odbywa się cyklicznie Festiwal Bzdur?
Tu mnie znajdziesz