Często pytacie mnie, jak powstają historie, które poprzedzają każdy przepis. O ile w większości przypadków, są to wyimaginowane obrazy, tak dzisiaj będę się starał trzymać faktów, które mocno zaprzyjaźniły się z realnym przebiegiem.
Jak zwykle popołudniowy czas, spędzałem na podróżowaniu z pracy do domu. W związku z tym, że występuję w roli pasażera, spokojnie mogę przeprowadzać lustrację stron internetowych w poszukiwaniu inspiracji. Nie ukrywam, że przeglądanie zdjęć z potrawami, co jakiś czas przeplatam odpaleniem tzw. twarzoksiążki, by być na bieżąco ze światem. Napisał wczoraj do mnie Paweł z pytaniem, czy nie mam przepisu na kwiaty bzu w cieście naleśnikowym. Szczerze mówiąc, nigdy nie jadłem naleśników w takim połączeniu, ale nie ukrywam, że zaciekawiło mnie to. Obiecałem, że przyjrzę się nieco bliżej tej potrawie. Nie minęło 5 minut, gdy w szczerym polu, przy wiejskiej drodze, ukazał się piękny krzak czarnego bzu, świecący kwiatami jak moja łysina w trakcie biegu. Podskoczyłem z zachwytu, a z moich ust wydobyły się skowyt nasączony podnieceniem i euforią. Kierowca nie wiedząc, co się dzieje, natychmiast zareagował i zaciągając hamulec ręczny, bokiem poprowadził auto w polną drogę, przy której rósł obiekt moich westchnień. Spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem, oczekując wyjaśnień, ale nie pojąłby tego, gdybym zaczął od początku tłumaczyć. Wybiegłem z samochodu i znikając w gąszczu aromatycznych kwiatów, oddałem się łowczej naturze. Gdy wróciłem do pojazdu z potężnie wypchaną, kwiecistą garścią, miny moich współtowarzyszy mówiły wszystko. Nie rozumieli mojego podniecenia, nie mogli pojąć skąd taka szybka akcja. Dalsza podróż upłynęła w milczeniu. Oni wpatrzeni przed siebie z wymalowanym na twarzy znakiem zapytania, a ja przyklejony do kwiatów, rozmyślający o pysznym obiedzie.
- 15 baldachów czarnego bzu,
- 1 łyżka Amaretto,
- kilka kropel ekstraktu waniliowego,
- 1 szklanka mąki pszennej,
- 1/2 szklanki mleka owsianego,
- ok. 1/2 szklanki wody mineralnej gazowanej,
- 2 łyżki ksylitolu,
- 1 łyżka oleju z pestek winogron do ciasta + olej do smażenia,
- szczypta soli.
Przygotowanie potrawy należy rozpocząć od zebrania kwiatów, których wyszukujemy w szczerym polu, z dala od drogi. W trakcie spożywania musimy jednak zwrócić uwagę, by kwiaty były poddane obróbce cieplnej. Czarny bez zawiera toksyczną substancję sambunigrynę, która po spożyciu rozkłada się do cyjanowodoru, co może powodować wymioty (tyle zdążyłem się dowiedzieć). Kwiatów po zebraniu, nie myjemy, ani też nie otrząsamy, by nie pozbyć się aromatycznego pyłku.
- Kwiaty bzu przycinamy, pozostawiając jak najkrótszą gałązkę.
- Mąkę wrzucamy do miski, wraz z wodą, olejem, ksylitolem, Amaretto i ekstraktem waniliowym. Wszystko dokładnie mieszamy i odstawiamy na około 20 minut. Ciasto powinno być nieco gęstsze niż klasyczne naleśnikowe.
- Kwiat bzu chwytamy za gałązkę, zamaczamy w cieście, po czym przekładamy na patelnię z rozgrzanym olejem.
- Smażymy na rumiany kolor z obydwu stron.
- Podajemy z cukrem pudrem lub zmielonym ksylitolem. W ramach wariacji można polać śmietanką sojową lub konfiturą.
Jak widać inspirację przychodzę zewsząd. Nie kłamałem pisząc kiedyś, że to co się dzieje wokół bloga i książki jest naszym wspólnym sukcesem. Dziękuję bardzo, życzę miłego dnia, oraz smacznego.
Wspaniały przepis, ale po co dodawać Amaretto i ekstrakt waniliowy? Przecież to zagłuszy aromat bzu! Czyż nie po to „Kwiatów po zebraniu, nie myjemy, ani też nie otrząsamy, by nie pozbyć się aromatycznego pyłku.”
Pozdrawiam
Ilość Amaretto i ekstraktu jest znikoma i wydaje mi się, że delikatnie podkręcają kwiatowy smak 🙂
Pysznie wyglada 🙂 Pozdrawiam