Będąc pod wpływem ogórkowego szaleństwa postanowiłem, drugi dzień z rzędu wykorzystać go w trakcie gotowania. Przez całą drogę z pracy do domu, myślałem w jakiej konfiguracji go zaprezentować i jak się do niego zabrać. Choć byłem jeszcze pod wrażeniem lubieżnych akcji z musztardą, wiedziałem, że tym razem to nie przejdzie. Po ponad godzinnej burzy mózgów i milionie myśli ocierających się o moje czoło, wykoncypowałem że najlepsze będą naleśniki. Gdy wszedłem do kuchni natychmiast zabrałem się do pracy, bo za 90 minut byłem umówiony na 20 km biegania. Pierwszy naleśnik jak zwykle poleciał do segregatora od spraw zbytecznych (czyt. kosza). Schody się rozpoczęły gdy drugi i trzeci i czwarty, wyglądały podobnie. Czułem już presję czasu, która swym natarczywym dotykiem drapała mnie po karku. Musiałem szybko zmienić koncepcję. Sięgnąłem do szuflady, gdzie znalazłem resztkę mąki z grochu i to był impuls by wykonać frittatę. Szybkie zamieszanie, kolejne ścieranie ogórka i coraz szerszy uśmiech. Oczami wyobraźni już widziałem sukces, a w ustach czułem ten fantastyczny smak. Cała wizja jednak roztrzaskała się o ziemię, wraz z omletem, który wylądował u mych stóp podczas ściągania z patelni. Jeszcze wtedy nie zakląłem. Zdarza się – pomyślałem i postanowiłem spróbować raz jeszcze. Powtórzyłem czynności, znów się uśmiechnąłem i tak samo jak powyżej, w głowie już pożerałem danie, które dochodziło na patelni. Kolejna próba ściągnięcia, która wydawać by się mogło jest czymś prostym, zakończyła się tym razem na blacie. W tym miejscu wstawię kilka kropek…, gdyż nie wypada bym cytował tę wiązankę w godzinach porannych. Zaczęła się panika. Mąka grochowa się skończyła, ogórki już się starły. Co dalej? Na ratunek przyszła mąka z cieciorki i szybki bieg do warzywniaka, gdzie sprzedają najlepsze ogórki w okolicy. Choć nie wierzyłem, że to się dzieje, podjąłem czwartą próbę. Tym razem się wyciszyłem i każdy stawiany krok, analizowany był z każdej perspektywy. Czułem jak mój system kontroli wymyka się co jakiś czas z ciała i lata wokół patelni. Tym razem nie było szans na porażkę. Gdy frittata wylądowała już na talerzu, stanąłem na środku kuchni i odetchnąłem. Wiedziałem, że upartość osła, doprowadziła mnie do pawiej dumy 😉
- 1/2 szklanki mąki z cieciorki,
- 1/2 szklanki wody,
- 1 łyżka płatków drożdżowych,
- 1 kiszony ogórek,
- 1/2 cebuli,
- 1 ząbek czosnku,
- 1/2 pęczka koperku,
- garść szpinaku,
- pieprz,
- sól,
- mała papryczka chilli (dodawać z własną tolerancją ostrości),
- szczypta papryki wędzonej,
- 1 łyżka oleju z pestek winogron.
- Mąkę z przyprawami i płatkami drożdżowymi, rozrabiamy z wodą.
- Dodajemy ogórka startego na tarce, pokrojoną cebulę, przeciśnięty przez praskę czosnek, przyprawy,chilli, koper i wszystko mieszamy.
- Powstałą masę wylewamy na rozgrzaną patelnie, wysmarowaną olejem i smażymy na małym ogniu,pod przykryciem.
- Co jakiś czas kontrolujemy proces smażenia i gdy „omlet” łatwo odchodzi od dna, przekładamy go na drugą stronę. Najprostsza metoda to zsunięcie frittaty na talerz i sprawnym ruchem przeniesienie na patelnie, by mogła obsmażyć się z drugiej strony.
- Opcjonalnie na talerzu można dodać coś zielonego i polać sosem balsamicznym.
Opłacało się podejmować kilka prób stworzenia tego dania. Gdy wróciłem z treningu do domu, czekał na mnie ostatni kawałek. Ucieszyłem się jak dziecko. Gorąco polecam to szybkie dania i życzę smacznego 😉