Choć od dawna miałem w domu książkę Sztuka fermentacji, autorstwa Sandora Ellixa Katza, jakoś nie miałem czasu na kiszenie. Poradnik o fermentacji leżał wciśnięty w półkę i cierpliwie czekał, zbierając kurz na okładce. Gdyby nie wyjazd na Open’era podejrzewam, że zapomniałbym o istnieniu tej książki. Splot wydarzeń i nawiązane nowe znajomości, popchnęły mnie do podjęcia działań. Wybrałem się więc na pobliski rynek, celem solidnego zaopatrzenia, gdzie jak zwykle dostałem oczopląsu. Standardowo nawoływały mnie warzywa sprzedawane z Żuka, a ja udając, że ich nie widzę, starałem się je omijać szerokim łukiem. W głowie miałem wizję, która swą siłą przenosiła smak do ust. Przez chwilę miałem wrażenie, że najadłem się kiszonych ogórków i musiałem zniwelować ten posmak gumą do żucia. Starałem się kupić jak najmniej, skupiając się tylko na najważniejszych składnikach, ale jak zwykle nie poszło mi to zbyt dobrze. Kupując koper, dorzuciłem do siatki rzodkiewki. Gdy chwyciłem czosnek, przypadkiem natknąłem się na fasolę szparagową. Szybko zmieniła lokalizację, wskakując mi do reklamówki. W chwili, gdy dostrzegłem chrzan, zaraz obok niego leżała spuchnięta jak balon kalarepa, której też nie potrafiłem się oprzeć. Miałem już wszystkie dodatki, ale nigdzie nie mogłem znaleźć głównego bohatera. No niezły cyrk-pomyślałem. Będę kisił kalafior bez kalafiora. W momencie kiedy już układałem plan ataku na sklep z warzywami, jak spod ziemi wyrósł starszy jegomość, który w bagażniku swego leciwego czinkłaczento, miał kilka białych główek, usłanych różyczkami. Leciałem do domu jak przeciąg. Przez wymachiwanie siatami i podskoki, zapewne wyglądałem jak plażowy Janusz, który zakupił ostatnią kolbę kukurydzy w promocyjnej cenie, ale to nie jest istotne. Ważne, że kupiłem wszystko. Byłem (w sumie nadal jestem) farciarzem.
- 2 średniej wielkości kalafiory,
- 4 ząbki czosnku,
- 1 mała papryczka chilli,
- ok. 10 cm świeżego chrzanu,
- koper,
- ok 2 cm imbiru,
- 2 l wody,
- 4 łyżki soli.
- W garnku gotujemy wodę z solą. Odstawiamy do ostygnięcia.
- Naczynie, w którym będziemy kisić, dokładnie myjemy i osuszamy.
- Kalafior rozdrabniamy na różyczki.
- Do słoika naprzemiennie wkładamy: koper, chrzan, chilli czosnek, kalafior…i tak do wyczerpania zapasów lub zapełnienia słoika.
- Gdy woda wystygnie, wlewamy ją do naczynia. Zakręcamy lub przykrywamy np. talerzem. Wszystkie elementy fermentujące, muszą być przykryte wodą. Szkoda by było, gdyby wyskoczyła nam pleśń.
- Kalafior jest dobry po około 3 dniach, ale po 5 rozwala kubki smakowe.
Za inspirację dziękuję Dagmarze z zespołu Dagadana, z którą rozmowy o kalafiorze przyprawiły mnie o ślinotok. Jak dla mnie to jest petarda! Cóż mogę rzec w tej sytuacji, gdy już podjąłem się fermentacji? Zostanę Królem Fermentu. Życzę udanego kiszenia, miłego dnia, a w późniejszym terminie smacznego 😉
Rewelacyjne ! Jestem ciekawa jak smakuje.
Jest przepyszny 🙂