Zdarza się raz na jakiś czas, że zasiadam do kompa i gdy próbuję skleić jakiś wstęp do przepisu, w mojej głowie panuje chaos. Czuję pod skórą szalejące pomysły, ale ich niesprecyzowane ruchy nie mogą znaleźć drogi ujścia. Siedzę więc teraz przed kompem, stukam w klawiaturę i wklepując kolejne wyrazy, traktuje ten manewr jak pas startowy, licząc na rozpęd. Nic się jednak nie dzieje. Zatrzymuje się po jednym zdaniu i wpatruje się jak zahipnotyzowany, w tekst, który za cholerę nie chce się rozwinąć. Zaczynam się zastanawiać nad tą niemocą i grzebiąc paluchami w najciemniejszych zakamarkach moich myśli, próbuję doszukać się przyczyny. Czy to już koniec? Czy moje pomysły zostały w 100% przelane do książki, a teraz już będzie tylko suchar wysmagany kurzem? Zaczynam powoli panikować i choć przy moim kompie nie pada deszcz, czuję że po moim czole spływa zimna kropla wody? W myślach wypłacam sobie solidnego „liścia” i ponownie grzebię w swojej głowie, by jakoś usprawiedliwić tę suszę słowną. W pewnym momencie poczułem ciepło rozpływające się po moim karku, a wraz z nim olśnienie. Już wiem, dlaczego jestem taki nieobecny. Słońce, które wdarło się przez okno i postanowiło zabawić się moim kosztem, nie pozwala na skupienie i wyciąga mnie na zewnątrz. Już dłużej się nie męczę i zostawiając Wam przepis na „smalec”, idę pobiegać.
- 1 puszka białej fasoli,
- 1 cebula,
- 1 główka czosnku,
- 1 łyżka majeranku,
- sól,
- 2 liście laurowe,
- 4 ziarna ziela angielskiego,
- 1 łyżka sosu sojowego,
- 1/2 łyżeczki ostrej papryki,
- 1 łyżeczka papryki wędzonej,
- łyżka oleju z pestek winogron.

- Czosnek kroimy na pół, w poprzek ząbków i pieczemy przez około 20 minut w temperaturze 180 stopni.
- Jeśli nie mamy przygotowanej wcześniej białej fasoli, idziemy na skróty i używamy tej puszkowanej. Wrzucamy ją do miski i blendujemy tworząc gładką masę.
- Na patelni rozgrzewamy olej i dodajemy drobno posiekaną cebulę z liściem laurowym i zielem angielskim. Gdy zacznie się rumienić dodajemy paprykę ostrą, wędzoną i sos sojowy.
- Do fasoli wrzucamy majeranek, szczyptę soli, upieczone ząbki czosnku i jeszcze raz wszystko miksujemy.
- Gdy uzyskamy gładką masę, dorzucamy usmażoną, rumianą cebulę (wcześniej wyciągamy liść laurowy i ziele angielskie) i mieszamy, tym razem już ręcznie.

Past z fasoli przerabiałem już dziesiątki, ale chyba za każdym razem dorzucałem zbyt wiele składników, tym samym przeholowując. Wczoraj postanowiłem pójść po linii najmniejszego oporu i oto mam…przepyszną pastę, która łudząco w smaku przypomina smalec, za którym raczej nie przepadałem. W takiej wersji smalec mogę jeść codziennie. Życzę wszystkim udanego dnia, oraz smacznego 🙂
A jak sie chce korzystac ze zwyklej fasoli to ile trzeba ja moczyc? (Rozumiem ze gotowanie zbedne? 😉 ) Osobiscie korzystales z tej puszkowanej, czy zwyklej? Jest jakas roznica w konsystencji lub smaku, ktoras opcja jest lepsza?
Robiłem już kiedyś taki smalec, ale dodawałem jeszcze suszoną śliwkę. Jest super
jakas alternatywa zamiast sosu sojowego?W mojej kuchni to produkt zakazany-)
Nie, nie wystarczy namoczyć, trzeba jeszcze ugotować.
Rewelacyjny w smaku :D. Nawet mój mąż, który smalcem zawsze gardził, ten wsuwa jak najęty 😉