W domu ostatnio bywam tak często, że nawet jegomość, który mieszka od jakiegoś czasu obok, zaczepia mnie przed drzwiami tekstem: „…a sąsiad to chyba nowy?” Doskonale zdaje sobie sprawę, że mógłbym częściej zaglądać do własnej kuchni i więcej czasu spędzać w biegu, ale wydając książkę, miałem świadomość, że czeka mnie ostre naciąganie i zaginanie czasoprzestrzeni. W związku z tym, że od dziś znów wyjeżdżam na kilka dni, musiałem przyrządzić cokolwiek na zbliżające się Święta. Nie miałem za bardzo czasu na większe zakupy, więc skupiłem się na stworzeniu pasztetu z tego, co miałem na podorędziu. Poszukiwania rozpocząłem od lodówki, z której na pierwszym planie zerkały na mnie nienachalnej urody pieczarki. Kącki moich ust na ich widok, zaczęły kierować się w stronę oczodołów, gdyż w głowie zaczęła się rodzić wizja. Pamiętałem też o słoneczniku, który przy każdym otwarciu szuflady, ostentacyjnie wysypywał się z opakowania, dając do zrozumienia, że powinien się znaleźć w pojemniku. Zebrałem go do kupy i położyłem obok niezbyt urodziwej pieczarki. Kątem oka widziałem, że po mojej prawicy, nagle powstało jakieś poruszenie i dziwny gwar w skrzynce z warzywami. Odgarnąłem „reklamówki-żulówki” (cienka torba foliowa, niejednokrotnie występująca z logotypem dyskontu spożywczego) i ujrzałem warzywny krąg. Choć nie były już pierwszej świeżości, stwierdziłem że ładnie się będą komponować z równie wymęczonymi pieczarkami i rozwydrzonym słonecznikiem. Jako że jestem niepisanym liderem w obrabianiu cebuli, nie wyobrażałem sobie tego melanżu bez niej. Jak zwykle przesadziłem z proporcjami i gdy zbliżała się godzina spotkania z Morfeuszem, uświadomiłem sobie, że jestem sam w domu i muszę ogarnąć ten słonecznikowo – jaglany syf. Jestem niewsypany, ale kanapka z pasztetem rekompensuje wszystko.
- 3/4 szklanki kaszy jaglanej,
- 300 g pieczarek,
- 300 g słonecznika,
- 2 duże cebule,
- 4 ząbki czosnku,
- 1 duża marchew,
- 1 pietruszka,
- 1/4 selera,
- 2 łyżki majeranku,
- 1 łyżka papryki wędzonej,
- 1 łyżeczka tymianku,
- 2 łyżki zmielonego siemienia lnianego,
- olej z pestek winogron.
- Jaglankę gotujemy zgodnie z instrukcją na opakowaniu.
- Cebulę kroimy i połowę z niej, podsmażamy w garnku z olejem.
- Gdy cebula się zeszkli, dorzucamy pieczarki.
- Po usmażeniu pieczarek, dorzucamy starte na jarzynówce warzywa i dusimy przez chwilę. Doprawiamy.
- W malakserze mielimy ziarna słonecznika.
- Do garnka dorzucamy jaglankę, zmielony słonecznik i wszystko mieszamy.
- Powstałą masę miksujemy za pomocą malaksera, a gdy będzie gładka dorzucamy bardzo drobno posiekaną cebulę (połowę, którą odłożyliśmy wcześniej), oraz przeciśnięty przez praskę czosnek. Tym razem mieszamy ręcznie.
- Prawie gotowy pasztet przekładamy do foremek i pieczemy przez około 45 minut w temperaturze 180 stopni.
Robiłem już wiele pasztetów, ale ten wyszedł wyjątkowo pyszny, aksamitny, a na dokładkę zniewala zapachem. Przepadłem w trakcie dzisiejszej degustacji śniadaniowej. Życzę wszystkim smacznego, oraz miłego dnia 🙂
Dziwnym zbiegiem okoliczności posiadam wszystkie składniki 😀 Uczynię więc go.
Wygląda dobrze,zobaczymy jak będzie smakował 🙂 planuję jutro zrobić 🙂
Wesołych Świąt 🙂
Witam czy moge zastapic olej winogronowy olejem rzepakowym ? Czy nie dodajemy doli i pueprzu? Pozdrawiam
Coś niesamowitego!
Na jaką blaszkę są te proporcje?