Pewnego dnia w trakcie zakupów zgarnąłem z półki sklepowej ekspandowany amarantus, który okazał się poppingiem. Szedłem do kasy i starałem się wykoncypować, na czym polega fenomen tych małych kulek i za cholerę nie potrafiłem znaleźć sensownego wyjaśnienia. Zastanawiałem się, co łączy ten produkt z tańcem, w którym trzeba szybko spinać i rozluźniać mięśnie i ruszać się jakby ktoś nas podłączył pod 230 V. W głowie miałem jeden wielki znak zapytania, który nie dawał mi spokoju i jak pasożyt karmił się moimi nietrafionymi pomysłami, rosnąc tym samym w siłę. Po przyjściu do domu postanowiłem sprawdzić, o co w tym wszystkim chodzi. Łudziłem się, że po zjedzeniu dwóch garści zacznę się gibać ubrany w potężne spięcie mięśniowe, ale nic takiego się nie stało. Pomyślałem, że może potrzebna jest dodatkowa stymulacja, więc zarzuciłem Kraftwerk na głośniki i co? Stałem pośrodku kuchni, gębę miałem wypchaną ekspandowanymi ziarnami, a moje ciało za żadne skarby nie chciało się wyginać. Oszustwo-pomyślałem – lub jakąś podróbę mi wcisnęli w dyskoncie. Nie poddałem się jednak i dalej rzeźbiłem temat, jednocześnie penetrując szafki w poszukiwaniu odpowiedzi. Moja żuchwa zaczęła dawać sygnały, że już jest zmęczona mieleniem tego styropianu. Musiałem szybko poszukać jakiegoś materiału poślizgowego, żeby się nie udusić. Zacząłem chaotycznie wpychać do gęby masło, olej i przez przypadek w tej panice wsypała mi się też szczypta chilli. Zapiekło niemiłosiernie, więc dorzuciłem słodyczy w postaci daktyli. Gdy się to wszystko połączyło, zrozumiałem skąd nazwa popping. Przez kwadrans radośnie wyginałem się jak robotnik budowlany w dniu wypłaty, pokazując, jak bardzo jestem zachwycony smakiem.
- 2 szklanki ekspandowanego amarantusa,
- 1 szklanka daktyli,
- 4 łyżki masła orzechowego
- szczypta chilli,
- 2 łyżki nierafinowanego oleju kokosowego.
- Daktyle namaczamy w gorącej wodzie przez około 30 minut.
- Miksujemy daktyle z masłem orzechowym, olejem kokosowym i szczyptą chilli. W zależności od tolerancji pikantnego smaku, można ilość papryki zwiększyć lub zmniejszyć.
- Powstałą masę mieszamy z amarantusem i formujemy w ciastka. Do uzyskania takiego kształtu użyłem okrągłej blaszki do wycinania ciastek, pierogów…itp. Mocno ją ugniatamy, zbijamy, żeby się nie rozpadały. Nie przeraźcie się ich kruchości, zmieni się to po schłodzeniu.
- Ciasta odstawiamy na około godzinę do lodówki. Po upływie tego czasu nie będą kruche.
Po porządnym schłodzeniu, ciastka sprawdzają się jako towarzysz biegowych wycieczek. Ze względu na dużą zawartość masła i oleju…dają niezłego kopa w biegu. Życzę udanego wieczoru, oraz smacznego 😉