W drodze z pracy odgrywam sceny jak w Dniu Świstaka. Codziennie zamykam się w swoim ciasnym świecie inspiracji i wertując w głowie myśli, poszukuję pomysłu na nowe danie. Chciałbym napisać, że tym razem było inaczej, że skupiłem się na podziwianiu krajobrazu przesuwającego się za oknem. Niestety tak się nie stało. Wiedząc, że potrzebuję jakiegoś ciasta, po raz kolejny odpłynąłem na słodko. W głowie ułożyłem sobie idealny plan, stawiając na baczność każdą zaplanowaną czynność. Ze stoickim spokojem przekroczyłem próg domu i nie ściągając obuwia, zacząłem wypełniać wszystkie założenia. Spód do ciasta wykonany-odhaczone. Banan pocięty, skropiony cytryną-zrealizowano. Sięgam do lodówki po mleczko kokosowe – …i w tym momencie misternie ułożony plan, spadł na ziemię i pokulał się w narożnik pokoju. W jednej sekundzie uświadomiłem sobie, że kilka dni wcześniej zużyłem 3 puszki mleczka, przygotowując imprezę. Czuję, że panika wbiła szpony w potylicę i rozrywając skórę, próbuje dostać się do wnętrza głowy. Walczę z francą i próbuję znaleźć szybkie rozwiązanie, które pomoże mi ukończyć to perfekcyjnie zaplanowane ciasto. W pewnym momencie oświeciło mnie jak Pomysłowego Dobromira, któremu dziwna kulka odbijała się o głowę i pognałem 2 piętra wyżej. Przypomniałem sobie, że wraz z naszą sąsiadką nabywałem drogą kupna mleczko kokosowe. Byłem na 99% pewny, że nie zdążyła go zużyć. Nie myliłem się. Dzięki Ania za uratowanie ciasta.
Tu mnie znajdziesz