Normalny człowiek gdy wybiera się na wakacje, jedzie z ostrym nastawieniem stołowania się w terenie. W związku z tym, że Łeba nie należy do miast, w których na każdym rogu jest wegańska opcja, zanim wyjechaliśmy poczyniliśmy solidne zakupy. Wiedzieliśmy, że jedzenie pierogów z kapustą i grzybami przez cały tydzień, nie jest zbyt mądrym posunięciem, dlatego zabraliśmy ze sobą kilka smacznych produktów. Choć pomysł na jego wykorzystanie krążył w mojej głowie od pierwszego dnia, jakoś nie miałem okazji, by stać się jego oprawcą. Na pierwszy rzut poszły wcześniej wspomniane pierogi. Były przepyszne.Kolejnego dnia postanowiłem przetestować kolejne półksiężyce w innej lokalizacji. Te z kolei okazały się być zwykłymi, rozpadającymi się kluchami. Udało mi się też znaleźć w okolicy portu, knajpę gdzie zaserwowano mi tofu w pięciu smakach. Byłem bardzo zaskoczony ilością tego dania jak i smakiem. Przyszedł jednak dzień, kiedy bób zaczął dawać znaki, że już na niego czas. Stukał od wewnątrz w drzwi lodówki, używając przy tym obraźliwych epitetów w moim kierunku. Choć nie chciało mi się na urlopie stać przy garach, postanowiłem ogarnąć tego niesfornego typa. Misterny plan został wdrożony w życie. Potraktowałem go bardzo ostro.
- 1 kg świeżego bobu,
- 1 papryczka chilli,
- 1 pęczek pietruszki,
- 4 ząbki czosnku,
- sól,
- cukier.
- olej kokosowy.
- Bób gotujemy z odrobiną cukru przez około 10 minut. Po 7 minutach dosypujemy ok. 1 łyżeczkę soli.
- Podsmażamy 3 ząbki czosnku, oraz papryczkę chilli, po czym dorzucamy bób. Podsmażamy przez kilka minut.
- Pod koniec smażenia dorzucamy posiekaną pietruszkę.
Tak jak kiedyś bób był dla mnie czymś obcym, tak teraz nie wyobrażam sobie lata bez niego. Danie to może stanowić świetną przekąskę, samodzielne danie, lub element sałatki. Gorąco polecam 🙂
Tu mnie znajdziesz