Miałem ten przepis wrzucić do porannej kawy, ale tak się zakręciłem, że kawa wjeżdża dopiero teraz. Korzystając z kwarantanny, która została na mnie nałożona, postanowiłem rzucić się w wir gotowania i od momentu, kiedy moja noga zetknęła się podłogą, jakby mnie diabeł opętał. Zamiast zjeść śniadanie, ogarnąłem ciasto, które zalatywało marcepanem, jak budowlaniec procentami w dniu wypłaty. Następnie wdrożyłem prace porządkowe. Przecież po przygotowaniu ciasta, w kuchni wyglądało, jakby rozpędzony żuk wjechał do młyna. Tu spadło trochę mąki, tam się nieco mleka roślinnego ulało, a i nie zabrakło też wszechobecnego maku, którym postanowiłem uszlachetnić ciasto. Na koniec wymyśliłem, że poniższy pasztet wykorzystam jako farsz do klusek, ale pomysł spalił na panewce. Ilość mąki ziemniaczanej wystarczyłaby mi co najwyżej do wykrochmalenia kołnierzyka koszuli. Usiadłem więc przy laptopie, postanowiłem w końcu uraczyć Was tym przepisem i pomyślę co zamiast klusek ziemniaczanych. Nie ukrywam, że w mojej głowie rozgrywa się walka, a w brzuchu odbywa się jakaś defilada. Kiszki marsza grają.
Tu mnie znajdziesz