Kwarantanna – srarantanna! Dość – powiedziałem i postanowiłem się wybrać na wycieczkę, wbrew zakazom, nakazom i wszelakim ustaleniom. Choć bardzo często wybieram się w tamte rejony, ta podróż miała być inna, bardziej odkrywcza. Postanowiłem, że tego dnia zrobię coś, co wprawi w osłupienie nie tylko mnie, ale też osoby, którym to później będę opowiadał. Wiedząc, że robię coś zabronionego, towarzyszył mi dreszczyk emocji i niepohamowane podniecenie. Przemieszczając się po dobrze znanym mi terenie, z każdą minutą odkrywałem coś nowego. Byłem dociekliwy jak Wojewódzki, zadający wstydliwe pytania, kolejnej gwieździe internetów. Przenikałem do wnętrza wszystkich zamkniętych pomieszczeń, nie otwierając ich. Czułem się jak Indiana Jones, penetrujący amazońską dżunglę, w poszukiwaniu Zaginionej Arki. Drżałem! Ciekawość sprawiała, że trząsłem się, jakbym był pracownikiem budowlanym, z dwudziestoletnim stażem przy stole wibracyjnym w betoniarni. Zachowywałem się jak szaleniec. Wszystko, na co się natknąłem, przywoływało wspomnienia, lub uruchamiało uśpione pokłady kreatywności. Wiem, że powinienem się opanować i nie grzebać tak głęboko, naruszając prywatność uśpionych zakamarków. To było silniejsze ode mnie. Nie wiem jak Wy, ale ja lubię czasem zrobić porządek w kuchennych szufladach i szafkach. Znajduję w nich zawsze coś, co nabyłem wieki temu i muszę to niezwłocznie wykorzystać. Z ostatniej kuchennej podróży, przywiozłem suszone buraki.
Tu mnie znajdziesz