Zdaję sobie sprawę, że ten tatar bardzo mocno odbiega od tego klasycznego, który był obowiązkowym elementem, suto zakrapianych peerelowskich imprez. Niemniej jednak technika wykonania i sposób przyprawienia, jest bardzo zbliżony, co pozwala na użycie tego nazewnictwa. Wiem, wiem! Za chwilę znów ktoś wyskoczy z tekstem, negującym moje posunięcie, ale uwierzcie, uodporniłem się na to, jak Stanisław Anioł, na protesty mieszkańców bloku, przy ulicy Alternatywy 4. Skoro nazwa wzięła się od poczynań tatarskich wojowników, którzy wkładali kawałki mięsa pod siodło, dlaczego nie okrzyknąć się Tatarem? Na potrzeby tego dania i posta, mogę zostać roślinożernym tatarskim wojownikiem, który zamiast mięsa, pod siodło upchnął warzywa i swym ciężarem wykonał bardzo ciekawe danie. Swoją drogą lepszą nazwą jest „tatar”, niż „dupą miażdżone warzywa”. Nie będę się zbyt mocno rozpisywał, żeby nie popłynąć. Gdy staram się bronić nazewnictwa swych potraw, humor wjeżdża na poziom ostrości, którego nawet nie obejmuje skala Scoville`a.
Tu mnie znajdziesz