W związku z tym, że w godzinach przedpołudniowych wybiegałem kilka kilometrów, wracając do domu, czułem jak żołądek, zaczyna się zaprzyjaźniać z kręgosłupem. Gdy otwierałem drzwi, ręce mi się trzęsły jak alkoholikowi w drugim dniu odstawienia trunków wysokoprocentowych. Dopadłem do lodówki i wiedząc, że w zamrażalniku jest fasolka po bretońsku, jednym ruchem umieściłem ją w garnku. Proces rozmrażania na małym ogniu trwał bardzo długo, a moje myśli wciąż krążyły wokół jedzenia. Choć nie lubię takiego stanu wyposzczenia żywieniowego, to jednocześnie doceniam te chwile, nakręcając się na kolejne potrawy. Nie wiem, jak to się stało, ale gdy zaczynałem jeść, nagle za oknem zaświeciło słońce, jakby pogoda chciała mi dać do zrozumienia, że nie mogę w takich okolicznościach pominąć deseru. Nie będę ściemniał, że zostawiłem miejsce na słodkości. Najadłem się po sam sufit, serwując soczyste dokładki, zagryzane chlebem na zakwasie (dziękuję Gosia), ale myśl o bananie nie opuszczała mnie. Postanowiłem zrealizować wizję, którą roztoczyłem przy okazji wciągania wegańskiego szaszłyka. Tutaj też nie byłem oszczędny i bezlitośnie, pozbawiłem wnętrza dwa banany. Możecie sobie tylko wyobrazić, z jaką miną leżałem na łóżku. Uśmiech Jokera przy mojej minie to, jak prosta linia.
- 4 banany,
- 2 paski czekolady gorzkiej,
- 4 łyżki Amaretto,
- garść orzechów.
- Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni.
- Banany myjemy, osuszamy i nacinamy wzdłuż.
- W nacięcie wkładamy poszatkowaną lub startą czekoladę.
- Układamy banany na papierze do pieczenia i wkładamy do piekarnika.
- Pieczemy przez 20 minut.
- Po wyciągnięciu z pieca, skrapiamy wnętrze banana Amaretto i posypujemy poszatkowanymi orzechami (ziemne, włoskie, laskowe…etc).
- Podajemy na ciepło.
Pomysł przygotowania takiego deseru pojawił się w trakcie grillowania wegańskich szaszłyków, a że po powrocie do domu nie mogłem wyrzucić tej myśli z głowy…mam na swoim koncie najprostszy deser świata. Życzę wszystkim udanego i smacznego dnia 🙂