Małymi krokami będę się starał wrócić do regularnego wrzucania przepisów na stronę. Mam świadomość, że ostatnio skupiłem się na „odgrzewanych kotletach” lub szybkich wpisach w ramach podbijania aktywności na mordoksiążce. Absencja nie była spowodowana lenistwem, lecz dużymi zmianami, które na przełomie ostatniego roku. wdarły się w moje życie niczym waleczny emeryt do Lidla po ekskluzywny portfel Wittchena. Skoro padła już nazwa niemieckiego dyskontu spożywczego, warto zaznaczyć, że na półce pojawiło się bardzo zacne kimchi. Choć jestem zwolennikiem produkcji domowej, to uwierzcie, że ten sklepowy zamiennik robi niezłą robotę. Idąc za sklepowym ciosem, warto też wspomnieć o sklepie z nakrapianym owadem w logotypie. Podczas ostatnich wojaży pomiędzy regałami, udało mi się ustrzelić kiszony bób. Szczerze mówiąc, byłem pełen obaw otwierając słoik. W głowie cały czas mam kalafior, który potrafił wykręcić dwukrotnie nos na lewą stronę. Ku mojemu zaskoczeniu, obyło się bez traumatycznych przeżyć. Kiszony bób jest miłym zaskoczeniem i ciekawym dodatkiem obiadowym. Mając do dyspozycji kiszone frykasy, postanowiłem ogarnąć pyszną, kwaśną zupę, która za sprawą papryki gochugaru, potrafi rozświetlić czoło kroplami potu.
Tu mnie znajdziesz